jurekw jurekw
303
BLOG

Zabetonowani. Czy działalność polityczna w Polsce się nie opłaca

jurekw jurekw Polityka Obserwuj notkę 1

 

 

Polemika z tekstem Adama Fularza ("wolny-rynek") autorstwa Krzysztofa Płocharza:

 

Tekst "Działalność polityczna w Polsce nie opłaca się" Adama Fularza ("wolny-rynek") opublikowany 15 września w lcz Liberal Telegraf Polska zaczyna się najpierw słusznym stwierdzeniem o braku alternatywy dla obecnej partii rządzącej, w kontynuacji niesłusznym, że takie ruchy polityczne się nie pojawiają (bo pojawiają się) i znowu słusznym iż stan zagrożenia monopolem jest niepokojący z powodu braku mechanizmu równowagi i kontroli, po czym następuję długi wywód-analiza dlaczego tak jest, uzasadniająca tytułową tezę. Adam Fularz jest naukowcem, jego niezłe teksty (a właściwie duże opracowania) nt. wadliwej organizacji transportu w Polsce pojawiają się także w Salonie24 (czytałem-polecam!) i jak to naukowiec ma pewien problem z pisaniem w krótszej, strawniejszej formie popularyzującej zagadnienie. Polemikę muszę zatem oprzeć na najpierw skrótowo opisanych tezach autora, co ułatwi lekturę tym którzy przez tekst w oryginale nie przebrnęli, a może i wcale nie czytali:

 

1. Tezakonkurencji o kapitał ludzki. Zdaniem autora polityka traktowana jako sektor szeroko rozumianego rynku wymaga ludzi o wysokich kwalifikacjach zwłaszcza w zarządzaniu ludźmi i informacją, a wobec konkurencji na rynku ludzie ci wybierają inne sektory (biznes), w których mogą osiągnąć wyższe zarobki, od tych w polityce w porównaniu - marnych.

 

Polemika: Pomijając istniejący i całkiem spory, dwukierunkowy przepływ ludzi pomiędzy biznesem a polityką -(chyba dla poszczególnych jednostek korzystny, bo inaczej tego przepływu by nie było) - bezdyskusyjny jest fakt, że nie tylko prestiż z bycia politykiem (co jako jedyny plus podaje autor) jest powodem zaangażowania partyjnego. Dla całkiem sporej grupy wykwalifikowanych (nawet wysoko) ludzi nie jest obojętny kształt życia publicznego, a satysfakcję odczuwają nie tylko z osobistego dobrobytu, ale i z tego w jakim otoczeniu ten dobrobyt konsumują, lub chcieliby konsumować. Powodem jest też przekonanie, że ten dobrobyt w ogóle można osiągnąć poprzez wpływ i osiągnięcie pożądanego stanu tego otoczenia. Zaangażowanie polityczne jest więc często rozumiane jako inwestycja w dobrobyt, swój własny, swoich dzieci i otoczenia - a jako inwestycja wymaga nakładów, z których zysk będzie w przyszłości. Myślę, że wysokie kwalifikacje osobiste powinny iść w parze z zaangażowaniem w sprawy publiczne i wewnętrzną potrzebą pracy pro publico bono - jeżeli tak nie jest (a zbyt często nie jest) to źle świadczy o wychowawcach takich ludzi i o nich samych.

Ludzie rozpatrujący ewentualne zaangażowanie polityczne w kategoriach zysku-straty rzeczywiście lepiej by do polityki nie wchodzili, bo partia, którą stworzą będzie partią władzy, nakierowaną na realizację własnych interesów i tworzenie przyjaznego otoczenia tylko dla własnego środowiska, czego podręcznikową ilustracją jest partia obecnie rządząca.

 

2. Tezao (wysokich) kosztach prowadzenia biznesu politycznego.Zdaniem autora wejście (z nową partią) na rynek polityczny wymaga zaoferowania"unikalnych atrakcyjnych treści" "wyprodukowanie" których wymaga nakładów, a na dodatek w Polsce brak ludzi zdolnych do tej "produkcji" - fachowców jest niewielu (powodem tego braku fachowców jest zły stan szkolnictwa (wyższego)) -wobec tego koszty ich pozyskania , (lub wyszkolenia) byłyby b. wysokie. Dużym kosztem byłoby także posiadanie własnego medium oferującego te treści, także ze względu na konieczną długotrwałość takiej kampanii promocyjnej. Na bezpłatny marketing istniejących mediów nie ma co liczyć, bo nie byłyby nie tylko nie zainteresowane, ale wręcz wrogie z powodu zaangażowania po stronie obecnych podmiotów politycznych. Dotarcie do ewentualnego elektoratu byłoby trudne wobec jego rozproszenia i rozdrobnienia, a więc znowu kosztowne, a możliwość wykorzystanie internetu jest mitem. Koszty generowało by także powołanie niezbędnego aparatu partyjnego i utrzymanie go. Zatem ewentualna próba powołania nowej partii politycznej jest obarczona ogromnym ryzykiem braku zwrotu zainwestowanego kapitału, jeżeli "oferowane treści" nie okażą się dostatecznie atrakcyjne i nie zostaną "kupione" przez wyborców.

 

Polemika:Nowe idee i atrakcyjne treści polityczne niekoniecznie muszą być wykuwane w pocie czoła przez najwyższej klasy fachowców - mogę być artykułowane w odpowiedzi na dostrzeżone (aczkolwiek nie uzmysłowione jeszcze powszechnie) zapotrzebowanie - do tego nie tyle potrzebna jest wiedza, co talent polityczny, a ten "chadza" różnymi drogami. Owszem - do szczegółowego opracowania programu partii, a zwłaszcza sposobu jego realizacji ze względu na złożoność tematyki potrzebni są fachowcy (naukowcy), ale nie uważam, by ich zaangażowanie było aż tak kosztowne - czyż marzeniem prawdziwego naukowca (a o takich mówimy?) powinno być sprawdzenie teorii w praktyce? - a wstępem do tego powinien być program i plan jego realizacji. Zgoda, że trudno (ze względu na poziom nauki - tu zgoda) pozyskać fachowców w Polsce - ale czyż nie ma ich poza Polską? - skoro już 300 metrów za granicą są wspaniałe biblioteki naukowe (jak autor pisze) to pewnie są tam też wspaniali naukowcy? - chociaż "nikander" propagujący dorobek polskich naukowców pewnie by tu dodał, że "cudze chwalicie..."

Zupełnie nie zgadzam się z oceną możliwości internetu i jego roli w tworzeniu ewentualnej nowej partii . Szalenie zachęcającym przykładem jest tu Salon24, którego twórcy (kłaniam się!) przyświeca wprawdzie cel komercyjny, ale nic nie stoi na przeszkodzie by w podobny sposób (tylko nieco bardziej zdyscyplinowany) zorganizować wymianę informacji (idei, pomysłów, argumentów i ich oceny) monotematyczne związanej z tworzeniem nowej partii - pomiędzy zainteresowanymi internautami. Wręcz to właśnie powinno być wizytówką, logo, pomysłem wyróżniającym taki projekt i do tego stopnia odróżniającym od dotychczasowych struktur politycznych, że wręcz proponującym nową jakość: upodmiotowienie członków ewentualnej partii/ruchu, danie partyjnym "dołom" poczucia faktycznego wpływu na decyzje "góry" (oczywiście już po ewentualnym ukonstytuowaniu). I załatwiało problem posiadania własnego medium.

 

To , czy uważamy, że partia ma posiadać własny aparat partyjny jest równoważne z tym, jaka partię chcemy powołać: jeżeli taka jak obecne - to aparat rzeczywiście jest potrzebny. Jeżeli natomiast o luźniejszej formule opartej na jakiejś wspólnej, bo wspólnie wypracowanej idei - to już nie koniecznie, a na pewno nie w takich dużych rozmiarach. Poza tym rozkładając obowiązki aparatu na nie tylko członków rodzin można je realizować w dużej mierze społecznie. A ryzyko zainwestowania tak naprawdę prywatnego czasu organizatorów można ograniczyć zaczynając najpierw od bezinwestycyjnego, tylko PROJEKTOWANIA nowej partii. W tej fazie można się świetnie zorientować, czy przejście do fazy ORGANIZACJI już związanej z kosztami ma sens. Jeżeli tak - to organizujemy, jeżeli nie - odkładamy na jakiś czas do bardziej sprzyjających okoliczności - namawiając do wszystkich nie mających swojej reprezentacji politycznej do uczestnictwa w wyborach i głosowania GCN, czyli oddawania Głosu Celowo Nieważnego (poprzez skreślenie wszystkich kandydatur z dopiskiem GCN). Być może takie głosowanie uświadomiło by decydentom potrzebę wprowadzenia na karty wyborcze opcji "skreślam wszystkich" i zwiększyło frekwencję o tych wyborców, którzy nie chodzą na wybory, bo nie mają swoich kandydatów. A przy okazji byłoby sygnałem (w dużej ilości) otwarcia rynku na nową strukturę.

 

Czy sens organizowania nowej partii zależy tylko od szans na uzyskanie odpowiednio dużego poparcia (to też podnosi autor)? Nie koniecznie - nie znamy przyszłości, a w tej aktualnie rządzący mogą zachować się różnie - z dużym prawdopodobieństwem tym głupiej, im pewniej się chwilowo czują. Zatem słaby wynik nowej partii w jednych wyborach może się zmienić w dobry w następnych (tak zresztą było i z Platforma i z PiS-em). Poza tym z nawet niewielkim (zakładam: początkowo) poparciem można być cennym koalicjantem (PSL!).

 

3. Teza onegatywnej selekcji. Nie bardzo wiadomo w czym ma się wyrażać ta negatywna selekcja ponieważ w jej uzasadnieniu autor głównie porównuje organizację partii politycznych z organizacja klubów sportowych, których jest uczestnikiem - oceniając zdecydowanie na korzyść klubów.

Wobec tego polemizując mogę tylko zaprosić autora (co zresztą czynię listownie od dłuższego czasu, nie otrzymując odpowiedzi) do udziału w PROJEKTOWANIU struktur ewentualnej nowej partii/ruchu - przeniesienie (choćby w części) sposobu zachwalanej organizacji klubów zapewne wpłynęło by na jakość projektowanej struktury.

 

4. W dalszej części artykułu autor skupia się na przyczynach stanu obecnego, w zasadzie powtarzając tezę (słuszną) o złej jakości szkolnictwa (wyższego) i wynikającej z tego słabej jakości elit, ale też o przewadze prywatnych kosztów ewentualnego uczestnika/organizatora nowej partii nad prywatnymi korzyściami. Jest też trochę autopromocji (nie potępiam - skoro jest okazja!), po części uzasadnionej zresztą, bo pokazującej też różnice pomiędzy nauczaniem (studiowaniem w Polsce i na Zachodzie) - z tezą konieczności "przeróbki" całego szkolnictwa wyższego. Tutaj nie polemizuję - albo zrobiłem to już wcześniej, albo jak w przypadku ostatniej tezy popieram, lecz jako nie fachowiec ponownie zapraszam autora do przedstawienia propozycji tej "przeróbki" w ramach projektu Partii Blogerów Internetowych na stronach www.cogito2011.pl lub w lubczasopiśmie cogito2011 (mam nadzieję, że Jurek Wawro wybaczy mi wchodzenie w jego kompetencje jako red. nacz-a)

 

5. Artykuł kończy się rozdziałem "Procesy adaptacyjne", w którym autor jak najbardziej słusznie zwraca uwagę na drenaż umysłowy "prowincji" na rzecz wielkich miast i tworzenie się tam "pustyń intelektualnych", wzrost nietolerancji wobec "innych" zanik życia kulturalnego i jego komercjalizację. Nie podaje wprawdzie jaki ma to związek z nieopłacalnością działalności politycznej - można sądzić, że chodzi, że w tym opisie chodzi raczej o pokazanie trudności zorganizowania takiej działalności w związku z opisanymi okolicznościami.

 

Jako całość można skomentować ten artykuł tak: Nie można oceniać szans na powstanie nowej partii/ruchu wyłącznie przez pryzmat ekonomiczno-finansowy, ponieważ nie można zakładać, że taka nowa formacja musi być podobna do obecnych (jeżeli miała by być - to po co ją zakładać?), potrzebujących do działania poważnych zastrzyków z budżetu. Klucz do sukcesu tkwi nie tylko w poniesionych nakładach finansowych, ale i w zaangażowaniu i pomysłowości organizatorów - jeżeli oczywiście się nią wykażą, ale też zaangażowaniu ewentualnych członków. Krótko mówiąc - usuńmy z naszych głów beton, który został tam wtłoczony w postaci zaindoktrynowanej tezy, że tylko kasa (z budżetu) się liczy i z naszych d... (czterech liter), które nich chce nam się ruszyć, jeżeli w tym kraju nie ma być monopolu władzy. To ten beton jest tak naprawdę największą przeszkodą.

Ale tak na wszelki wypadek: organizując nową partię trzeba by się umówić, że jej pierwszym celem będzie zastąpienie obecnej formuły finansowania partii politycznych z budżetu formułą finansowania przez obywateli poprzez odpis podatkowy (tak jak obecnie organizacje pożytku publicznego i jak proponuje "nikander")

Krzysztof Płocharz

.

 

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka