jurekw jurekw
3908
BLOG

Czy PiS wykończy polską gospodarkę?

jurekw jurekw Gospodarka Obserwuj notkę 112

Niemcy się martwią stanem polskiej gospodarki. Bo „Kaczyński zasiał niepokój na rynkach finansowych”, a rządy PiS nie tylko izolują Polskę na arenie międzynarodowej, ale wpędzają też w tarapaty polską gospodarkę. "Gospodarczy upadek" zaczął się wraz z przegraną Komorowskiego.

Niezawodnym źródłem informacji, gdy chce się coś złego napisać o Polsce jest oczywiście organ Michnika. Wygrzebano tam opinię jakiegoś trzeciorzędnego analityka, według której: rynek źle przyjął populistyczne pomysły nowego rządu, podobnie jak próbę sparaliżowania TK, a spadek wartości złotego jest oznaką wycofywania się z Polski inwestorów.

Tymczasem członek RPP Andrzej Kazimierczak powiedział właśnie, że „na razie nie widać zagrożeń, jeśli chodzi o ewentualny odpływ kapitału z Polski”. Andrzej Kaźmierczak odniósł się także do naszego sektora finansów publicznych: relacja deficytu tego sektora do PKB jest na bezpiecznym poziomie. Warto w tym miejscu dodać, że nadal mamy deflację, więc planowany przez rząd deficyt w roku 2016 może służyć pobudzeniu gospodarki (zwłaszcza, że jest połączony z programami prospołecznymi).

Globalna polityka gospodarcza ma wpływ na rentowność polskich obligacji, która najlepiej pokazuje makroekonomiczną sytuację naszego kraju. Tu także nie ma powodów do pesymizmu. Po grudniowej decyzji FED (podwyższenie stóp i zapowiedź, że dalsze zaostrzanie polityki będzie bardzo powolne) rentowności obligacji 10-letnich polskiego skarbu poszły w dół o ponad 17 punktów bazowych, a dzisiaj pogłębiły spadek o kolejne 2 punkty. To oznacza najlepsze zachowanie wśród wszystkich rynków papierów skarbowych regionu.

Jeśli chodzi o polską giełdę (GPW), to duży wpływ na nią ma reforma OFE (dokonana jeszcze przez premiera Tuska) oraz tendencje światowe: Po kilku latach wzrostów kapitał zaczął ewakuować się z rynków akcji. Ceny akcji rosły przez pierwsze cztery miesiące br., po czym rozpoczęły się spadki. Indeks MSCI dla krajów rozwiniętych stracił od tego czasu 9%, podczas gdy ceny akcji w krajach rozwijających spadły o 24% (mamy oficjalnie bessę). Licząc jednak rok do roku ceny akcji w krajach rozwiniętych spadły o 3%,  w rozwijających się 16%.

Statystyki giełdowe nie pokazują niczego niepokojącego. Znaczące spadki dotknęły bankowość, surowce banki i energetykę. Niskie ceny surowców energetycznych wymuszają nadzwyczajne kroki w górnictwie. Nowy rząd kontynuuje strategię poprzedników – integracji sektora energetycznego z górnictwem – co ma przełożenie na ceny akcji.

Najwięcej ciekawych wydarzeń działo się i dzieje nadal w sektorze bankowym. Profesor Małgorzata Zalewska tak opisuje miniony rok: Styczniowa decyzja Narodowego Banku Szwajcarii o zaprzestaniu obrony franka przed aprecjacją, decyzja o wprowadzeniu podatku bankowego, zawieszenie SK Banku, powstanie nadzoru makroostrożnościowego - 2015 r. w polskiej bankowości przypominał film Hitchcocka. Zaczął się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie rosło, przy czym dopiero zobaczymy, kiedy nadejdzie „happy end”.

Dla polskich kredytobiorców, zadłużonych we frankach, pewną trudnością jest spadek kursu złotego (frank znów przekroczył 4 PLN). Jeśli przyjrzymy się zmianom historycznym tego kursu, to widzimy dość stabilną relację wobec euro. Za ostatnie 2 lata wzrostowi o blisko 20% kursu franków (CHF) towarzyszy wzrost kursu euro o zaledwie 5%. Z tego na ostatni rok przypada 1,11%, a ostatni miesiąc 0,85%. Problem "frankowiczów" wymaga rozwiązania. Ale to można łatwo dokonać wprowadzając bezwzględny zakaz lichwy (http://jurekw.salon24.pl/689601,radykalna-partia-polski).

Czy tak zatem wygląda „gospodarczy upadek”? Może więc kochani Niemcy zajęlibyście się swoimi problemami? Wtedy wszystkim będzie się żyło lepiej ;-).

Oczywiście polska polityka gospodarcza wymaga korekty – tak w końcu zdecydowali wyborcy. Profesor Jerzy Żyżyński uważa, że siła rosnącego eksportu jest pozorna, bo napędzana dodrukiem euro. Dodatni bilans handlowy zawdzięczamy niskim cenom ropy . Polska gospodarka jest wciąż bardzo importochłonna. Import wciąż stanowi około 40 proc. PKB. Dobra produkcyjne są w większości importowane – od komputerów po maszyny. Także w sieciowych sklepach, takich jak OBI czy Castorama, większość towarów pochodzi z importu. Nawet gwoździe są niemieckie. Import ostatnio zmalał, co przyczyniło się również do podwyżki w handlu zagranicznym. A zmalał, bo polska gospodarka jest w słabej kondycji.

Czy to jednak nie jest zbytnie czarnowidztwo, które ma uzasadnić promowany przez PiS „program reindustrializacji”? Problem w tym, że jak sam Pan Profesor zauważa: W dzisiejszym świecie, w którym jest gigantyczna nadprodukcja, w którym silne koncerny podzieliły między sobą rynki, jest bardzo trudno wsadzić nogę w drzwi. Może więc warto wziąć na poważnie słowa Jarosława Kaczyńskiego z kampanii wyborczej, gdy mówił, że potrzebujemy nowej wielkiej fali polskiego kapitalizmu. Ta fala może się najłatwiej pojawić, gdy zbudujemy rynek pracy solidarnej, który obejmie obszary będące dotąd postrzegane jako wyłącznie sfera redystrybucji (ekonomia to przecież także sztuka sensownego wydawania pieniędzy).

Pełna wersja artykułu: http://www.argumenty.net/2079

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka