jurekw jurekw
2796
BLOG

Skąd się biorą kłopoty finansowe Polski (2)?

jurekw jurekw Gospodarka Obserwuj notkę 40

 

Zróbmy sobie inflację

 

Wyobraźmy sobie, że każdy chętny członek miłościwie nam panującej Partii dostaje od rządu 1 mln zł na otwarcie własnego biznesu. Pojawia się nagle masa pieniądza, która musi wywołać inflację. Dla pogłębienia efektu, można zwiększyć - powiedzmy o 100% pobory w sferze budżetowej, emerytury etc... W efekcie ceny muszą znacząco wzrosnąć. Gdybyśmy mieli do czynienia z wolnym rynkiem - to z czasem ceny ustabilizowałyby się zapewne na poziomie odpowiednim dla nowej ilości pieniądza. Straciliby przede wszystkim ci, którzy mieli oszczędności w starych warunkach (ktoś odłożył sobie na dom, a teraz może kupić tylko pół). Inflacja może więc zadziałać jak pożar niszczący ślady kradzieży.

 

Czy dokładnie taki mechanizm zadziałał w roku 1989 w Polsce? Trudno powiedzieć. Ta tematyka jest skrzętnie omijana nie tylko przez bałwochwalców (bardziej adekwatna nazwa dla tzw. dziennikarzy). Nie pojawia się nawet w naukowych opracowaniach dotyczących tamtego okresu. Nic więc dziwnego, że wyobrażenie przeciętnego Polaka o tamtych czasach jest mniej więcej takie:

Nad Polską zbierały się ciemne chmury. Nagle zagrzmiało i na kraj spadła inflacja - niczym jedna z plag egipskich. Szalała przez kilka miesięcy, aż Wielki Reformator przebił ją piką swych reform.

 

Przyczyny inflacji

 

Poniżej umieściłem wykres inflacji za poszczególne miesiące 1989 roku i początku roku 1990 (na podstawie danych GUS).

Zaznaczyłem na tym wykresie trzy punkty:

A: sierpień 1989 - M. Rakowski uwalnia ceny żywności.

B: październik 1989 - następuje automatyczna, kwartalna indeksacja płac (zgodnie z ustaleniami "Okrągłego stołu"); później podniesiono także renty i emerytury;

C: Leszek Bałwan rozpoczyna walkę z inflacją podwyższając ceny.

Jak widać, ten wykres może być doskonałą ilustracją reakcji rynku na impulsy inflacyjne. O ile inflacja z roku 1989 była zainicjowana poszerzeniem sfery wolnego rynku (i być może nie była ona do uniknięcia), to inflacja z 1990 roku była wywołana głównie regulacjami rządu.

Mieliśmy wówczas w Polsce wolny rynek z niewielką ilością cen regulowanych przez państwo. Te ceny oczywiście także musiały być podniesione, by zrównoważyć inflację (taki charakter miały podwyżki z września i października 1989 roku). Ale jeśli ceny regulowane podnosimy znacząco więcej niż wynosi inflacja, to stanowią one dodatkowy impuls inflacyjny. Pomyślmy co by się stało gdyby teraz podniesiono ceny energii czterokrotnie!

Jaki był więc cel podnoszenia cen w styczniu 1990 roku? Nadążanie za inflacją, czy wywoływanie inflacji? Bałwan nie pozostawia najmniejszych wątpliwości: "Wzrost cen dotowanych nośników energii musiał być na tyle duży,żeby nie trzeba było przez co najmniej kilka miesięcy dokonywać kolejnych podwyżek. Poziom ustalona następująco: ceny węgla i gazu podwyższono czterokrotnie, elektryczności trzykrotnie, taryfy kolejowe pasażerskie o 250 % zaś towarowe dwukrotnie. Dzięki temu ceny w następnych miesiącach mogły rosnąć znacznie wolniej." [podkreślenie moje, źródło: http://balcerowicz.wirtualia.pl/planbalcerowicza.htm].

Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy nadany przeze mnie naszemu Wielkiemu Ekonomiście przydomek jest słuszny, to po przeczytaniu powyższego powinien je porzucić.

 

Gdzie się podziały pieniądze ze składek ZUS

 

Jak już wspomniałem - przepływy środków, jakie następowały pod koniec rządów Rakowskiego są dziś niezmiernie trudne do prześledzenia (wystarczy wspomnieć, że afera z pieniędzmi jakie dostała czerwona mafia od KGB wyszła na jaw wyłącznie dlatego, że napisała o tym rosyjska gazeta). Być może tajemnicze śmierci Faltzmana i Pańki skutecznie odstraszają potencjalnych badaczy.

Jednak ze strzępków dostępnych informacji da się wyłowić kilka interesujących historii. Na przykład ta dotycząca ZUS'u. Jak wiadomo - ZUS był wówczas jednostką budżetową. W konsekwencji nie posiadał osobowości prawnej, a jego rachunki były utrzymywane w NBP. Premier mógł bez problemu przeksięgować środki z rachunku ZUS na inne konta budżetu i postawić je do dyspozycji rządu. Z tej możliwości premier Rakowski nie omieszkał skorzystać. Jednak nawet wszechwładny Pierwszy Sekretarz i Premier (dwa w jednym) nie mógł sprawić, by bank zaksięgował operację jednostronnie. W miejsce pieniędzy ZUS powstało zobowiązanie rządu do ich zwrotu (niestety nie wiem jaka to była kwota). Prędzej czy później rząd musiałby to uregulować. I tu przyszła z pomocą hiperinflacja. "Porządkując" stosunki kredytowe nasz Wielki Reformator jakoś przeoczył zobowiązania budżetu wobec różnych funduszy. Jakie by te kwoty zobowiązań nie były - po roku przestało to mieć jakiekolwiek znaczenie. Od tamtej pory przyjęło się uważać że po PRL'u nie zostały żadne fundusze związane z ubezpieczeniami społecznymi, a naszym obowiązkiem jest solidarność międzypokoleniowa.

 

jurekw
O mnie jurekw

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka